poniedziałek, 26 grudnia 2011

Technology by Japan.

Uff, przerwa była długa, a to za sprawą czynności które zakłucają oddawanie się radosnej twórczości czyli pracy (z kąd innąd także zmuszającą synapsy i ciało szare do kreatywnego wysiłku) i przygotowaniach do corocznego jakże uroczego obrządku polegających na maratonie po obiektach handlowych w celu uzyskania 'dóbr materialnych' (robiąc to w imienu tajemniczego jegomościa w czerwonej odzieży) , umieszczaniu przeróżnych przedmiotów na niemiłej w dotyku przyrodzie oraz ułożeniu pod tą przyrodą owych 'dóbr materialnych' zawiniętych w papier z wzorkami.

Potem już z górki - rodzinka, konsumpcja, prezenty. Sam miodek.

... trawienie...

Ale ja nie o tym.

Elementów niezbędnych do kontynuacji projektu wciąż nie ma więc skupiłem się na ciekawym zagadnieniu. Silnik krokowy. Inaczej stepper. Obróci się dokładnie tyle razy ile się mu poleci i zatrzyma w porządanej pozycji. Tyle w teorii. A praktyka wyglądała tak - po połączeniu elementów potrzebnych do zadziałania układu, wgraniu prostego programu sterującego (w zamyśle autora motorek miał wdzięcznie przekręcać się raz w prawo raz w lewo o określony kąt), najpierw poleciał dym... Sfajczył się jeden scalak. Pozostały do dyspozycji trzy sztuki. Szukając przyczyny skopciłem następny ale dzięki temu znalazłem winnego. 24 wolty zamiast 5 i to nie tam gdzie trzeba.
Układ numer trzy - coś drgnęło i to wielokrotnie - silniczek wykonywał coś co wyglądało jak rodzaj ataku epilepsji. Trochę się tego spodziewałem - przewody (sztuk sześć) z powodu braku dokumentacji i jakiegokolwiek opisu podłączyłem w raczej losowej konfiguracji. Pomieszałem, pozamieniałem i... Działa :)
Wiedza przyda się kiedyś do następnego projektu.

Temat poboczny numer dwa:

przewalał mi się po kątach śmigłowiec T-rex 600 - kiedyś intensywnie użytkowany, teraz z powodu braku niewyeksploatowanych źródeł prądu odrobinę odstawiony w kąt. Zapragnąłem wskrzesić kolegę i przygotować go do nowej roli tragarza sprzętu audio-wizualnego.
Chodziło o to, aby umożliwić montaż urządzenia rejestrującego obraz i dźwięk w sposób trochę bardziej finezyjny niż taśma izolacyjna i trytrytki.
Wstępnie wyszło tak:




Brakuje jeszcze amortyzacji i tak zwanego "Rig'a" (najbardziej złożony element - pozwala na obrót kamery w każdą stronę).
A co to ma wspólnego z tytułowym projektem? Ano trochę ma. Zakładam, że kamera będzie stabilizowana - do tego przyda się drugi egzemplarz arduino i wii-sensorów :).
Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze maszyny CNC która to wytnie mi z laminatu resztę planowanych elementów (do tego potrzebuję między innymi kilku silniczków krokowych i arduino #3 :D).

Jak widać temat się rozrasta a ja potrzebuję większego warsztatu :)

... trawienie...

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Orzech.

No!
Jednak namieszałem. Wyszło na to, że w moim przypadku regle I2C wcale nie są niezbędne ani nawet potrzebne (wystarczą zwykłe - nieprzerobione). Więcej - nawet nie wiem jak można byłoby je podłączyć (napewno ktoś to już zrobił ale jakoś nie garnie się do chwalenia się tym osiągnięciem albo ja nie potrafię odszukać w 'międzysieci' takich informacji). Jak się łazi na skróty to się tak ma.
Przyjąłem dziarsko na klatę porażkę i fakt nadmiernej ilości pustej przestrzeni po środkach płatniczych w portfelu, schowałem chwilowo niepotrzebne regulatory do szuflady z etykietą "przydasie #45" i z braku elementów składowych do quadrokoptera skleciłem na boku (wykorzystując kanapkę z Arduino i 'diwajs' na listonosza)  nakrycie głowy ze stabilizowaną kamerą przekazującą obraz na żywo. Do uprawiania sportów zimowych jak znalazł - na wypadek gdyby rodzina siedząca w jakieś ciepłej górskiej chatce chciała widzieć czy jeszcze zsuwam się ze stoku czy leżę już mordą głęboko w zaspie...
Nie jestem tylko pewny czy uczestnicy zimowego szaleństwa (o żonie nie wspominając) będą w stanie zaakceptować ten ponadczasowy 'dizajn'... 

piątek, 2 grudnia 2011

I2C

I2C - hasło które przez kilka ostatnich dni spędzało mi sen z powiek - co to do cholery jest, pytam się!
A jest to (niewykluczone że coś pokręciłem i chodzi o coś zupełnie innego) protokół transmisji pomiędzy arduino a (między innymi) regulatorami obrotów czyli czymś co tłumaczy wszystkie fanaberie jednostki centralnej w stylu: "kręć wolniej! Nie! Szybciej! Albo jednak Stóóój!!" na język zrozumiały dla silniczków dostarczając im przy okazji energii elektrycznej.
Żeby sprawa nie była zbyt prosta taki regulator (ESC, regiel, rygiel, jak kto woli) fabrycznie nadaje w jakimś obcym narzeczu i trzeba go sobie do współpracy z arduino lekko zmodyfikować (może i nie trzeba - moje czytanie ze zrozumieniem jest dalekie od doskonałości... W każdym razie nie zaszkodzi).
Przeróbka wymaga posiadania mikroskopu przynajmniej elektronowego, cieniutkich drucików, ręki która potrafi przez więcej niż dwie sekundy utrzymać kubek z płynem nie rozlewając go, precyzyjnej lutownicy, programatora lub kilku rezystorów (ci od pasków) i komputera z portem LPT oraz tajemnej wiedzy Wielkiego Elektronika. Nie posiadam żadego z tych elementów. Na dodatek operację trzeba by było przeprowadzić bezbłędnie cztery razy - odpada.

 Zwęszyłem okazję na stosunkowo tani zakup regli które już jakaś dobra duszyczka nauczyła czego trzeba i odrobinę naginając ostatnie postanowienie (nie było "ADD TO CART" tylko potajemy 'deal' na pewnym forum) dobiłem targu.
Przesyłka po dwóch dniach wylądowała u mnie. Wstępny efekt prezentuje się następująco:


Od pająka zacząłeś, na pająku skończysz - brzmi staropolskie przysłowie.